Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

we, aby taka radość przyszła po tylu zmartwieniach!
Nagle zaniepokojony, pytał Ludwini:
— Więc mama mówiła z tobą o mnie? Czy rozumie, czy żałuje naszych udręczeń? Zawsze myślałem, że jak pozna prawdę, powróci do mnie.
Dziewczynka położyła ładnie palec na jego ustach i odpowiedziała z uśmiechem:
— Niech mnie tatuś nie zmusza do mówienia tego, czego jeszcze mówić nie mogę. Kłamałabym, dając zbyt dobre wiadomości. Nasze sprawy stoją dobrze, to wszystko... Niech tatuś jeszcze będzie cierpliwy, ufa swojej córce, która usiłuje być tak dobrą i kochającą jak sam tatuś.
Potem opowiedziała niepokojące wieści o stanie zdrowia pani Berthereau. Od lat już wielu miała chorobę serca, którą ostatnie wypadki nagle pogorszyły. Nieustanne obecnie wybuchy gniewu pani Duparque, nagłe burze, od których drżał ciemny, ponury dom, wstrząsały ciągle chorą, powodując dreszcze i duszność, które z trudnością można było uspokoić. Żeby zatem uniknąć nerwowego strachu, w który popadała, przestała schodzić do saloniku. Dnie całe spędzała, leżąc w swoim pokoju na szeszlongu, od rana do wieczora trzymała zwrócone na pusty Plac Kapucynów swoje biedne, smutne oczy, opłakujące od tylu lat stracone szczęście.