Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciężki, pospolity człowiek, przy rozpatrywaniu sprawy, okazuje się prawdziwym geniuszem podstępu i zuchwalstwa. Widzicie, nie dość mu było oderwać pieczęć na wzorze kaligraficznym, sfałszował jeszcze list Simon’a i tak pokierował, aby zdecydować przysięgłych w ostatniej chwili. Fałszerstwo bowiem jest z pewnością jego dziełem.
Dawid, tak często zawodzony, lękał się jeszcze.
— Czy jednak jesteś pan zupełnie pewnym, że ten Jacquin, architekt dyecezyi, zależny od księży, w wyznaniach swoich dojdzie do ostatka?
— Jestem przekonany... Nie znasz pan Jacquin’a. Nie zależy od księży. Jest to jeden z rzadkich chrześcian, zależnych jedynie od swego sumienia. Opowiadano mi rzeczy nadzwyczajne o jego rozmowach z ojcem Crabot’em. Jezuita zaczął bardzo zgóry, chcąc go zmiażdżyć w imię swego despotycznego Boga, który odpuszcza, a nawet uświęca najgorsze czyny, kiedy idzie o dobro Kościoła. Jacquin odpowiadał mu również w imię Boga, lecz swego Boga dobroci i sprawiedliwości, Boga niewinnych i prawych, który nie uznaje błędu, kłamstwa i zbrodni. Chciałbym być obecnym przy tej wspaniałej walce między człowiekiem wierzącym i agentem politycznym upadającej hierarchii. I, dodawano, że w końcu jezuita się upokorzył i na klęczkach go prosił, nie