Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tęgi, ryży, barczysty i silny, oczy miał okrągłe, twarz spokojną i niemą, golił się, ale brodę rzadko utrzymywał w porządku. Bongardowa przyprawiała jadło dla krowy. Była to wysoka, koścista i nieładna blondynka, z wyrazem statecznym, z czerwonemi, wydatnemi policzkami, o twarzy mocno piegowatej. Oboje patrzeli nieufnie na nieznanego przybysza, co wchodził w ich podwórze.
— Jestem nauczycielem z Jonville. Podbno synek wasz chodzi do szkoły gminnej w Maillebois?
Ferdynand, łobuz, rozbawiony na drodze, przybiegł spiesznie. Był to tęgi, dziewięcioletni chłopiec, jakby wyciosany sierpem, o nizkiem czole, nabrzmiałej twarzy. Za nim podążyła siedmioletnia siostrzyczka, Anielka, o twarzy również nalanej, ale żywszej, oczach bystrych, w których budziła się inteligencya, co chciała przebić twarde więzienie ciała. Usłyszała pytanie i zawołała krzykliwie:
— Ja chodzę do panny Rouzaire a Ferdynand do Simona.
Bongard oddał rzeczywiście swe dzieci do szkoły państwowej, najpierw dlatego, że to nic nie kosztowało a następnie, iż nie żył z księżmi, wiedziony poprostu instynktem, bez żadnej innej racyi. Sam nie wypełniał praktyk religijnych, Bongardowa zaś, jeżeli chodziła do kościoła, to raczej z przyzwyczajenia i dla rozrywki. Nie miał żadnego wykształcenia, umiał zaledwie czytać i pisać; w żonie zaś swojej, jeszcze bardziej ciemnej, szacował hart bydlęcia roboczego, które pracowało od rana do