Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I rzuciła mu się z płaczem na szyję, oddając znowu słabości kobiety pieszczonej i ukochanej. Simon przycisnął ją do serca, pocieszał, uspakajał
— Nie obawiaj się, droga! To przecież głupie, bezsensowne historye. Jestem zupełnie spokojny. Mogą poprzewracać tu wszystko, mogą szperać w całem mojm życiu, nie znajdą nic zdrożnego. Pozostaje mi tylko powiedzieć prawdę, a wiesz, że nic się przeciw prawdzie nie robi — jest wielką, wieczną tryumfatorką...
Potem, zwracając się do przyjaciela, zawołał:
— Czyż nie racya, Marku, że kto ma prawdę za sobą, jest niezwyciężonym?
Jeżeli Marek nie był dotychczas przekonany, opuściły go ostatnie wątpliwości po tej scenie wzruszającej. Uległ wreszcie wzruszeniu wezbranego serca, pocałował męża i żonę, jakby pragnął oddać im się całkowicie, pomódz w ciężkiem doświadczeniu losu, które przewidywał. I chcąc działać natychmiast, naprowadził rozmowę na wzór pisma, czuł bowiem dobrze, że to dokument ważny, jedyny, na którym musi stanąć całe rusztowanie sprawy. — Ale jakąż zagadkę mieści ten pognieciony, pogryziony wzór, którego kawałek przywarł zapewne do zębów ofiary a na którym śliny zamazały, lub do połowy zatarły kleksy i znak podpisu! Pisane piękną, pozbawioną indywidualności, kursywą, wyrazy; „Kochajcie się wzajem“, brzmiały strasz-