Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spóźniony, spokojny powrót i to okropne przebudzenie nazajutrz rano.
Korzystając ze sposobności, Marek zadał kilka pytań:
— Nie spotkałeś nikogo na drodze? Nikt cię nie widział o godzinie, którą wskazałeś?
— Nie! Nie spotkałem nikogo i myślę, że nikt mię nie widział w powrocie. O tej porze Maillebois jest zupełnie puste.
Zamilkli na chwilę.
— Jeżeli nie wracałeś koleją, to nie zużytkowałeś pewno powrotnego biletu. Czy masz go jeszcze?
— Nie! Taka mię złość ogarnęła, gdy pociąg odszedł mi z przed nosa, że rzuciłem bilet na dziedziniec dworca i postanowiłem wrócić piechotą.
Znowu zapanowało milczenie a Simon spojrzał bacznie na przyjaciela.
— Dlaczego zapytujesz mię o to?
Marek wziął go znowu serdecznie za ręce i trzymał je tak przez chwilę. Zdecydowany był uprzedzić go o niebezpieczeństwie, powiedzieć mu wszystko.
— Doprawdy, żałuję, że nikt cię nie widział a jeszcze więcej żałuję, że nie zachowałeś swego biletu powrotnego. Tyle przecież na świecie ludzi głupich i złych. Rozpuszczają wieści, że policya odkryła u ciebie dowody obciążające, egzemplarze wzoru pisma, podpisanego tym samym znakiem. Mignota zadziwił jakoby głęboki sen, w jakim za-