Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

załatwiając sprawunki, dowiedziałam się pięknych rzeczy! Wiedziałam ja to dobrze, że ci anarchiści, co wymyślali wczoraj na braciszków, to kłamcy.
I Pelagia wyładowała pospiesznie wszystkie plotki, które zebrała na ulicy i po sąsiadkach. W ciężkiej atmosferze przerażenia i dręczącej tajemnicy, co zaciężyła nad miastem od dnia poprzedniego wyobraźnie rodzić zaczęły waryackie domysły. Wśród nocy puściła, zda się, kiełki jakaś ogromna, potworna roślinność. Zrazu były to niejasne przypuszczenia, niepewne dowody, lekkie powiewy, muskające grunt. Potem dowolne wyjaśnienia stawały się pewnikami, naciągnięty zbieg wypadków zamieniał się w niezbity dowód. Szczególna, że cała ta podziemna robota szła na korzyść braciszków a przeciw Simonowi. Zaszedł zwrot cichy, lecz wyraźny; powstał niewiadomo zkąd a rósł z każdą godziną, siejąc w umysłach zwątpienie i zamieszanie.
— Wiadomo przecież, proszę pana, że nauczyciel nie lubił swego siostrzeńca. Dręczył go ciągle — widzieli ludzie — mogą opowiedzieć. Zły był, że nie chodził do jego szkoły. Kiedy malec przystąpił do pierwszej komunii, wściekał się, groził mu pięściami, bluźnił... Zresztą dziwna rzecz, że zabito tego aniołka prawie zaraz po odejściu od świętego stołu, gdy jeszcze Bóg w nim mieszkał.
Marek słuchał służącej boleśnie zdumiony.
— Co takiego? Czy podejrzewają Simona o zabicie siostrzeńca?