Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko żył normalnie. W chwili, kiedy prawdy nie posiadał, wpadał w smutek, w trwogę, tortury, z powodu natychmiastowej konieczności zdobycia jej, by mieć całą dla siebie i módz nauczać innych, pod grozą, nieznośnej dolegliwości moralnej i fizycznej.
Zapewne z tego powodu powstał niepokój, który go o bezsenność przyprawiał obok śpiącej żony. Cierpiał, że nie mógł zrozumieć, zbłądziwszy w strasznych ciemnościach, tej zniewagi i mordu, dokonanego na dziecku. Stał w obecności zbrodni ohydnej, czuł po za sobą mętną głębię, ciemną i groźną, przepaść całą. Czy jego cierpienia się nie skończą, jeśli się nigdy nie dowie, wobec tego nagromadzenia cieni, które jakby się zgęszczały w miarę, jak je chciał rozproszyć? Zdjęty niepewnością i obawą, począł nareszcie czekać na brzask dnia, by czemprędzej oddać się swym poszukiwaniom. Ale we śnie żona jego lekko się zaśmiała; bezwątpienia śniła o rozkoszy i o czułości a twarz okropnej babki stanęła mu przed oczyma, słyszał ją powtarzającą, że nie powinien się zajmować tą brzydką sprawą. Starcie z rodzi ją jego żony wydało mu się pewnem, co go czyniło wahającym i nieszczęśliwym. Aż dotąd nie miał żadnej poważnej przykrości ze strony tej nabożnej rodziny, z pośród której wybrał sobie młodą dziewczynę, by ją uczynić żoną i matką, towarzyszką życia, on który nie wierzył, nie praktykował, był wyzwolonym ze wszystkich religii. Nie posuwając I