Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzie mieszać do tej brzydkiej historyi... Podejrzewać, złorzeczyć braciszkom, to naprawdę szaleństwo! Pan Bóg się zemści nareszcie za swoich.




II.

W nocy Marek nie mógł zasnąć. Był oszołomiony ostatniemi wypadkami, tą zbrodnią okropną, której straszną zagadką miał umysł zaprzątnięty. A kiedy Genowefa, jego ukochana żona, cicho obok niego wypoczywała i słyszał miarowy oddech z małego sąsiedniego łóżeczka swojej drogiej Ludwiki, każdy szczegół zbrodni przeżywał na nowo, porządkował wiadomości, silił się przeniknąć ciemności i prawdę wyświetlić.
Marek posiadał umysł logiczny. Rozum jego doskonały i niezmiernie czysty, czuł potrzebę opierania wszystkiego na pewności. Ztąd powstała jego wielka namiętność prawdy. Niebyło w oczach jego możliwego spokoju, szczęścia prawdziwego gdzieindziej, jak w pewności, kiedy była zupełną, określoną i stanowczą w swej istocie. Nie był wielkim uczonym, ale co znał, to znał dobrze, by nie wątpić więcej w posiadanie prawdy, prawdy przez doświadczenie na zawsze zdobytej. Cierpienia jego kończyły się z powątpiewaniem, stawał się na nowo wesół, bardzo dobrze się czuł a jego namiętność prawdy miała tylko sobie równą w namiętności nauczania jej innych, by weszła do czaszki