Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marek odrazu się rozgniewał. Zaprawdę, Feron za daleko się posuwał w swej nienawiści do kościoła.
— Ale zwaryowałeś pan! Nikt nie podejrzewa, nie śmiałby nawet przez chwilę podejrzewać Simona. Wszyscy oddają sprawiedliwość jego uczciwości i dobroci. Ksiądz Quandieu dopieroco powiedział mi, że miał dowody jego ojcowskiego postępowania względem tej smutnej ofiary.
Konwulsyjny śmiech trząsł dużem, chudem cielskiem Ferona, włosy jego jeszcze bardziej się jeżyły na długiej, końskiej głowie.
— Ah! nie, jesteś pan za nadto śmiesznym, myślisz, że się będą trapić o parszywego żyda! Czy żyd parszywy zasługuje na prawdę? Pański Quandieu i cała banda objaśnią, co potrzeba powiedzieć, jeśli będzie koniecznem, by parszywy żyd był winowajcą, dzięki temu, żeśmy wszyscy winni, wszyscy jesteśmy bez Boga i bez miłości ojczyzny, którzy zgniłą czynią młodzież francuzką!
A kiedy Marek, chłodno wciąż protestował, Feron ciągnął dalej jeszcze silniej:
— Wiesz pan przecież dobrze, co się dzieje w Moreux. Przymieram z głodu, jestem w pogardzie, bardziej przybity, niż nędzny robotnik, który przy drogach kamienie tłucze. Ksiądz Cognasse po odprawieniu mszy plunąłby na mnie, gdyby mnie spotkał, za to, żem nie chciał śpiewać na chórze w kościele. Chleba nie mam codziennie... Znasz go pan, księdza Cognasse’a, upokorzyłeś go pan trochę w Jonville, gdy się