Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nas właśnie zatrzymało w łóżku dzisiejszego rana, kiedy straszna śmierć nawiedziła ten dom.
A Sara znowu płacząc, pocałowała go raz jeszcze jak kochanka i ojca!
— Mój drogi, uspokój się, kochaliśmy całem sercem biednego malca, obchodziliśmy się z nim, jak z własnem dzieckiem, a sumienie nic nam nie może wyrzucać w tej strasznej katastrofie.
Było to zdanie osób obecnych. Mer Darras zaświadczył wielki szacunek dla nauczyciela Simona. Mignot i panna Rouzaire, wcale nie lubiący żydów, byli w zgodzie, że on starał się bardzo o uznanie swem nienagannem zachowaniem się. Pozostali tylko ojciec Philibin i braciszek Fulgence, wobec tego ogólnego wzruszenia obojętni, milczący, patrząc się surowym wzrokiem i przenikając ludzi i przedmioty. A sędziowie, mogli tylko te pierwsze sprawdzenia wynieść, z jedyną hypotezą o nieznanym, który wszedł i wyszedł oknem. Tylko godzina o której stała się zbrodnia, okazała się sprawdzoną stało się to między godziną wpół do jedenastej a dwunastą — a co do samej zbrodni, bezecnej i dzikiej, straszne jeszcze ciemności zalegały.
Marek, zostawiając sędziów dla uporządkowania pewnych szczegółów, chciał pójść na śniadanie, po bratersku ucałowawszy Simona. Scena pomiędzy mężem a żoną nic mu nowego nie przyniosła, bo znał ich gorącą miłość. Ale miał łzy w oczach, wzruszony do głębi taką miłością i bolesną dobro-