Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płótna, Rachela była tak piękną, że wejście jej w milczeniu, wszystkich zlekka poruszyło z podziwu i oczarowania. Była to kwitnąca piękność żydowska, rozkoszna twarz owalna, cudowne czarne włosy, złota cera, duże, pieszczotliwe oczy, czerwone usta z zębami błyszczącemi i czystemi. I czuło się, że cała z miłości, trochę obojętna, zamknęła się w swym domu z mężem i z dziećmi, jak kobieta wschodnia w swym ukrytym, małym ogródku. Simon zamykał drzwi, kiedy dwoje dzieci, Józef i Sara, cztero i dwuletnie, zdrowe i cudowne, wpadły, mimo że im zabroniono schodzić; przyleciały, szukając schronienia w fałdach sukni matczynej, ale sędziowie dali znać gestem, by je wpuszczono.
La Bissonniére, uprzejmy, oczarowany taką pięknością, jak flet, słodko się odezwał, by postawić kilka pytań:
— Proszę pani, było dwadzieścia minut przed dwunastą, kiedy mąż pański wrócił?
— Tak, panie, spojrzał na zegar ścienny i spać się położył, rozmawialiśmy jeszcze półgłosem przy zgaszonem świetle, by dzieci nie przebudzić, kiedy bił zegar dwunastą.
— Ale czy pani przed przybyciem swego męża, od wpół do jedenastej aż do wpół do dwunastej nie słyszała nic, kroków, głosów, hałasu walczących, krzyków przytłumionych.
— Nie, panie, nic zgoła. Spałam i dopiero mąż mnie zbudził, gdy wchodził do pokoju... Pozostawił mnie dość cierpiącą i był szczęśliwy, że