Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc pozwól mi odejeść — powtórzyła z uporem.
— Dobrze, zaraz... Przedtem jednak wiedz, że kocham cię zawsze, może więcej nawet, jak dziecko chore na zaraźliwą gorączkę, tak trudną do wyleczenia. Nie tracę przecież nadziei, bo w gruncie jesteś istotą dobrą i zdrową, rozsądną i kochającą i kiedyś musowo obudzisz się z maligny,.. Przeżyliśmy razem blisko czternaście lat, ja zrobiłem ciebie kobietą, żoną i matką, a chociaż zaniedbałem przerobić cię gruntownie, tyle nowych rzeczy włożyłem ci do duszy, że nie unikniesz ich działania... I powrócisz do mnie, Genowefo.
Rozśmiała się hardo.
— Nie sadze.
— Powrócisz — powtórzył tonem pewności. — Poznasz kiedyś prawdę, a miłość jaką miałaś dla mnie dokona reszty. Masz czułe serce, nie zdołasz długo być niesprawiedliwą... Nigdy nie zadawałem ci gwałtu, szanowałem zawsze twoją wolę, — idź więc teraz za głosem szaleństwa, wyczerpaj je do dna, skoro niema innego sposobu wyleczyć cię z niego.
Usunął się ode drzwi, zostawiając jej drogę. Chwilę zdawała się wahać w cieniu, zalewającym ukochany dom, ognisko domowe, zalane łzami. Nie widać było jej twarzy wzruszonej słowami