Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czaj ukazywała się Markowi kompletnie ubrana i uczesana, jakby wstydziła się być przy nim w negliżu. Była już w siódmym miesiącu ciąży; od początku, pod pretekstem swego stanu, przerwała stosunki małżeńskie, teraz gdy sie zbliżała do terminu, okazywała wrastający stręt do najlżejszej pieszczoty; czuła dawniej i namiętna, obecnie usuwała się niechętna i chmurna przy zbliżeniu się męża. Jakkolwiek zdziwiony, składał to w pierwszych czasach na dziwactwa, zdarzające się u kobiet w tym stanie i ulegle, z braterską czułością czekał na obudzenie się zmysłów. Zdziwienie wzrosło jednak, gdy zauważył, że niechęć dochodzi do wstrętu, do nienawiści prawie, gdyż przypuszczał, że nowe dziecko zbliży ich do siebie, ciaśniej połączy. Owładnął nim wielki niepokój, znał bowiem całe niebezpieczeństwo rozłąki cielesnej; dopóki mąż i żona należą do siebie, stanowią jedno ciało, niemożliwem jest zupełne zerwanie: najostrzejsze kłótnie topnieją nocą w pocałunku. Gdy zaś przestają mieć ze sobą stosunki, gdy wprowadzają rozwód domowy, najmniejsza sprzeczka staje się śmiertelną, bez możności zgody. Najczęściej w niewytłomaczonej ruinie wielu małżeństw, prawdziwym powodem jest rozwód cielesny, zerwanie stanowcze stosunków małżeńskich. Dopóki czuł na swojem łonie Genowefę kochającą, kliwą, nie bał się, żeby mu ją