Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkiemu. Karygodną była ta legienda o jego niewinności, którą przewrotne umysły wyzyskiwały w celu zachwiania religii i wydania Francyi w ręce żydów! Oto Marek także z uporem grzebie w tem błocie i zdaje mu się, że znalazł dowód, nowy fakt, zapowiadany tyle razy! Piękny dowód, zaiste: świstek papieru, niewiadomo gdzie i jak znaleziony, bajka dzieci, które kłamią lub się mylą!
— Babciu — odparł spokojnie Marek — postanowionem było, że nie będziemy mówili o tym przedmiocie, a babcia sama go porusza; ja przecież nie pozwoliłem sobie na żadną wzmiankę. Po co mamy się sprzeczać? moje przekonanie jest niezachwiane.
— Znasz zatem winowajcę? Doniesiesz na niego do sądu? — zawołała gwałtownie pani Duparque.
— Naturalnie.
Wówczas, sprzątając ze stołu Pelagia, nie mogła się powstrzymać.
— W każdym razie — wtrąciła — winowajcą nie jest braciszek Gorgiasz, ja za to ręczę.
Oświetlony temi słowy Marek, zwrócił się do niej.
— Dlaczego to mówicie?
— A, bo wieczorem, gdy popełniono zbrodnię, braciszek Gorgiasz odprowadzał mego siostrzeńca, Polidora, na drogę Jonville’ską i powró-