Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to sprowadzi straszne nieszczęście na nasze głowy... Proszę jednak pana raz jeszcze, niech pan nie myśli że jestem złą kobietą, dlatego, że dbam 0 zarobek.
W istocie nie była złą, tylko jedyną wiarę i miłość włożyła w powodzenie swego sklepu. Obmyślała teraz, że jeżeli szkoła świecka zwycięży, ona się usunie, a pani Aleksandrowa obejmie sklep i będzie przyjmowała klijentów. Kosztowałoby ją to wiele, ze względu na zamiłowanie w prowadzeniu interesów i potrzebę panowania. Starała się zatem, o ile możności, zażegnać klęskę.
— Mógłby pan może zużytkować wzór, nie okazując kajetu mego syna... Przychodzi mi do głowy jeszcze coś innego. Gdyby pan chciał tak urządzić tę sprawę, ponieważ na przykład, że ja znalazłem wzór i dałam go panu, odegrałybyśmy piękną rolę... Wtedy, będąc pewnemi zwycięstwa, przeszłybyśmy otwarcie na stronę pana.
Mimo wzruszenia, nie mógł Marek powstrzymać uśmiechu.
— Sądzę, że powiedzieć prawdę, proszę pani, będzie najłatwiej i najzaszczytniej. Rola pani, w każdym razie będzie godną pochwały.
Zdawała się nieco uspokojoną.
— Doprawdy? Tak pan sądzi?... Ja, naturalnie pragnę, żeby prawda zwyciężyła, jeżeli nie mamy na tem uciepieć.