Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tropnym chłopcem, pozostawialiśmy mu o ile możliwe, jaknajwięcej swobody. Zresztą, wszystko miało wygląd tak spokojny, że mi nie mogło przyjść na myśl przeszkodzić mu we śnie. Poszedłem wprost do mego pokoju, stukając, o ile to możliwe, jaknajmniej. Ucałowałem dzieci, które spały i położyłem się spać zaraz, szczęśliw, że znalazłem żonę w lepszym nieco stanie i mogłem z nią rozmawiać pocichu.
Ojciec Philibin potrząsł potakiwająco głową, odzywając się nareszcie:
— Oczywiście, wszystko to tłómaczy się doskonale.
I osoby obecne, zdawało się to przekonywać, wieść o włóczędze nocnym, który dopuścił się zbrodni około godziny wpół do jedenastej, wchodząc i wychodząc oknem, okazywała się coraz to pewniejszą. To co opowiedział Simon, potwierdzało wiadomości udzielone przez pannę Rouzaire. A tylko panie Milhomme, właścicielki sklepu z papierem, z sąsiedztwa, utrzymywały jeszcze, że widziały o zmroku człowieka z kiepską miną, włóczącego się po placu.
— Tyle jest złych ludzi do drogach! dokończył ojciec jezuita. — Miejmy nadzieję, że policya uchwyci zbrodniarza, mimo, że to praca nie zawsze łatwa.
Tylko Marek pozostał w niepewności i w kłopocie. Mimo, że pierwszy pomyślał o nieznanym, który się targnął na Zefiryna, poczuł później, jak to