Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W ten sposób sklep, po dawnemu był otwartym dla wszystkich stronnictw, posiadał zawsze klasyków, tablice szkolne, książki do nabożeństwa, święte obrazki i różne dzienniki. Siedemnastoletni Wiktor, gruby, tęgi chłopak, z wielką głową, nieprzyjemną twarzą i złemi oczami, nie mógł zdać egzaminu na świadectwo, gdyż zawsze był najgorszym uczniem, ale marzył, jak za dziecinnych czasów, gdy się bawił w żołnierzy i atakował, bijąc mocnemi pięściami kuzynka Sebastyana, że wstąpi do wojska i zostanie jenerałem. Tymczasem zaś, w oczekiwaniu dojścia do lat, próżnował, mając w pogardzie handel piórami i papierem, a wymykając się z pod dozoru matki, włóczył się po mieście w towarzystwie innego wychowańca braciszków, Polidora, syna dróżnika Souqueta, a siostrzeńca Pelagii, służącej pani Duparque. Polidor, wybladły, ponury, niemożliwie leniwy, zamierzał zostać braciszkiem, aby się przypodobać ciotce, od której wyłudzał podarunki. W gruncie uważał, że w ten sposób uniknie rozbijania, jak ojciec, przydrożnych kamieni, szczególniej zaś koszar, które go przerażały. Wiktor zatem i Polidor, chociaż różni w zamiłowaniach, zgadzali się doskonale w przyjemności próżniaczego wałęsania się całemi dniami i łobuzowania z dziewczętami z fabryk na łąkach, nad rzeką. Od czasu więc choroby Sebastyana, pani Aleksandrowa nie poka-