Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Będzie chodziła na katechizm. W razie potrzeby, sama ją zaprowadzę.
Marek powstał z gniewnym ruchem protestu. Znalazł jednak siłę powstrzymania gwałtownych słów, któreby mogły spowodować zerwanie. Co mówić? co robić? Cofnął się, jak zwykle przed smutną wizyą zrujnowanego domowego ogniska, szczęścia zamienionego w codzienną mękę. Kobietę, która okazała się ograniczoną i upartą, on kochał jeszcze, czuł na ustach jej pocałunki, nie mógł wymazać z życia pierwszych szczęśliwych chwil małżeńskich, w których zadzierżgnęli silny, nierozerwalny węzeł w dziecku, w którem uczucia ich się zjednoczyły, a które teraz stało się przyczyną ich kłótni. Znalazł się w położeniu bez wyjścia, skrępowany, przyparty do muru, jak przed nim tylu innych. Jeżeli nie miał użyć siły brutalnej, oderwać córkę od matki, prowadzić codzienną walkę domową — nie widział innego, możliwego sposobu działania. Jako człowiek dobry i łagodny, niezdolnym był do zimnej energii, koniecznej do walki, w której oblewało się krwią serce jego i najbliższych mu istot. Na tym gruncie zatem, uważał się zgóry za pobitego.
Nieruchoma, milcząca, słuchała Ludwinia sprzeczki rodziców, nie śmiejąc się odezwać. Od niejakiegoś czasu widząc, że się nie zgadzają,