Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiadomość, że mer Saleur zdał zarząd gminy na głupca Chagnata, którym ksiądz Cognasse wysługiwał się jak prawdziwym zakrystyanem.
— Mówiłem panu kiedyś — rzekł Férou — że cała ta wstrętna klika, księża, braciszkowie i siostrzyczki zjedzą nas i obejmą panowanie, — nie chciałeś mi pan wierzyć, utrzymywałeś, że mąci mi się w głowie... Doszliście jednak do tego, oto wasi władcy! Zobaczy pan w jakie jeszcze błoto was wpakują. Wstręt ogarnia być człowiekiem, psy, co się włóczą, są szczęśliwsze... Nie, nie, nie wytrzymam, skończę raz z tem wszystkiem, jeżeli się nie odczepią odemnie!
Musiał jednak udać się do swego pułku i od trzech miesięcy tam przebywał, a nędza biednej pani Férou wciąż rosła. Jasna, okrągła, rumiana jej twarz wychudła, oczy miała spalone od ciągłego szycia, zdawało się, że drugie tyle lat jej przybyło. Nie zawsze mogła dostać robotę, przez całą zimę nie miała prawie chleba i wcale ognia. Na domiar złego najstarsza córka zapadła na tyfus i leżała śmiertelnie chora w zimnem poddaszu, gdzie wiatr dął przez szpary w drzwiach i oknie.
Wówczas Marek, po za zwykłą jałmużną, którą zanosił dyskretnie, prosił żony, aby dała jaką robotę nieszczęśliwej kobiecie.
Rozczuliło Genowefę opowiadanie o tej strasz-