Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oskarżała go, że daje dzieciom nauki niemoralne i antypatryotyczne i ze spokojną bezczelnością podchlebiała zakonowi. To też gdy zamieszkał w Maillebois, wzajemne ich stosunki ograniczyły się na najprostszej sąsiedzkiej grzeczności. Odkąd jednak Marek zdawał się stać mocno na stanowisku, odkąd straciła nadzieję, że lada dzień wyleci, kusiła się o zbliżenie, nie żywiła bowiem zawziętości do zwycięzców, wyznając zasadę, że należy stać po stronie silnych. Szczególniej zaś wysilała się na pozyskanie Genowefy, która, podzielając zdanie męża, trzymała się od niej zdaleka.
— Powtarzam panu — kończył Mignot — niech się pan strzeże. Gdybym był jej słuchał zdradziłbym pana sto razy. Ciągle wypytywała o pana, a mnie mówiła, żem głupi, że nigdy nie dojdę do niczego... Nie przypuszcza pan nawet, od jakich szkaradnych czynów ocalił mię pan swoją dobrocią i łatwo się daje posłuch takim łotrzycom, co człowiekowi złote góry obiecują. Skoro zaś ośmieliłem się mówić o tem z panem, proszę pozwolić, żebym dal panu jedną radę. Powinien pan ostrzedz panią Froment.
— Jakto ostrzedz?
— Tak, tak, nie jestem ślepy, widzę, jak od pewnego czasu Rouzaire’ówna krąży koło pańskiej żony. Ciągle ma na ustach „droga pani“, uśmie-