Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczniów ze szkoły braciszków? Czy nie pozyskał sobie zwolna szacunku, uwielbienia dzieci, gruntownego uznania rodzin? Ostatecznie zaś skłoniły go do działania: bytność w Jonville‘u, gdzie z miejscowości, wchodzącej na drogę postępu, ksiądz Cognasse zrobił zacofany kąt, oraz wyznanie Sebastyana, które poruszyło go gniewem i niepokojem na myśl, że Maillebois pozostaje ciągle w ohydnej zależności od partyi klerykalnej.
Stał zatem zrana na stołku, gdy do klasy weszła Genowefa z Ludwinią, aby mu powiedzieć, że odprowadza dziecko na cały dzień do babki. Spojrzała zdziwiona.
— Co tam robisz? — spytała.
— Widzisz przecież, zdejmuję emblemata i odniosę je księdzu Quandieu; niech je umieści w kościele, którego nie powinny były opuszczać. Ot, pomóż mi, potrzymaj.
Nie wyciągnęła ręki, nie ruszyła się wcale. Zbladła i w milczeniu patrzyła na to, co robił, jak na czyn zakazany i niebezpieczny, który ją przejmoowł trwogą. Musiał więc sam, bez jej pomocy, zejść ze stołka, z rękami obciążonemi.
— Nie chciałaś mi pomódz?.. Co ci jest? Czy nie zgadzasz się ze mną?
Pomimo wzruszenia, odparła wyraźnie:
— Nie, nie zgadzam się z tobą.
Zdumiony, zaczął drżeć jak ona. Pierwszy raz przemawiała do niego tak gniewnym, ostrym tonem. Uczuł, że coś pękało, zapowiadając zerwanie. Pa-