Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodu swoich dochodów już i teraz był mocno szanowany; zwierzchnicy mianowicie mieli go w zachowaniu, nie był to bowiem człowiek, którym można było poniewierać, jakiś głodomór w rodzaju Férou, skoro nie oglądał się na administracyę, aby mieć na życie. W sferze nauczycielskiej, jak zresztą, wszędzie, łaski spływają zawsze na bogatych. Przesadzano wielkość jego majątku, a chłopi kłaniali mu się nizko. Ostatecznie zaś zdobył sobie ich uznanie ogromną chciwością; wszystko poświęcał dla pieniędzy, okazując niezwykłą zręczność w wyciąganiu ze wszystkiego i ze wszystkich jaknajwiększej korzyści. Nie krępował się żadnemi przekonaniami, był republikaninem, patryotą, dobrym katolikiem, o ile tego wymagał interes. Chociaż więc złożył wizytę księdzu Cognasse’o wri zaraz po przybyciu, nie oddał odrazu pod jego wpływ szkoły, zbyt bowiem był przebiegły, aby nie odczuć antiklerykalnego ducha okolicy. Powoli dopiero pozwolił, aby proboszcz stał się wszechpotężnym, jemu okazując wyrachowaną powolność, a skryty opór pzcciw władzy rady miejskiej i mera. Martineau, tak silny i stanowczy, gdy się opierał na woli Marka, stracił zupełnie głowę, odkąd musiał działać sam przeciw nauczycielowi, który zapanował w merostwie. Nieufny a zbyt ciemny, aby mieć stanowcze zdanie i wiecznie lękający się kompromitacyi, przystawał na to, czego chciał nauczyciel; wkrótce zatem cała gmina tyle była wartą co jej kierownik. Tym sposobem, w prze-