Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

straszną zawziętość przeciw myciu, iż przypuszczano, że odbierze synów ze szkoły, Marek jednak przedłożył sprawę wyżej, prosił o zdanie zwierzchników, żądając zwołania komisyi lekarzy i hygienistów. Wdrożono zatem dochodzenie, przeprowadzono poważne badanie, dyskusyę i — zwycięztwo odniosła gąbka. Był to dla nauczyciela prawdziwy tryumf, który mu zjednał rodziców. Nawet wymagający Savin, musiał uledz. Jeszcze jeden uczeń przybył ze szkoły braciszków, gdzie, jak zaczęto opowiadać, panowały wstrętne brudy.
Nie łudził się jednak Marek co do rodzącej się sympatyi, wiedział, jak była kruchą. Lat całych trzeba, aby wyzwolić kraj od klerykalnej trucizny. Przezornie zatem zdobywał grunt, ciesząc się najdrobniejszem powodzeniem. Posunął zamiłowanie pokoju, aż do tego stopnia, że na żądanie Genowefy, pogodził się z jej babką i matką. Zaszło to właśnie z powodu sławnego mycia, w kwestyi którego, przeciw zwyczajowi, były po jego stronie. Odwiedzał więc od czasu do czasu z żoną i córeczką domek przy placu Kapucyńskim. Podeszłe damy trzymały się na stopie ceremonialnej, unikały w rozmowie drażliwych przedmiotów, co wykluczało wszelką poufność. Genowefa jednak uszczęśliwiona była z pogodzenia, zawsze bowiem krępowały ją wizyty bez męża, jakgdyby w tajemnicy przed nim. Od tego czasu widywała się z matką i babką codziennie, zostawiała im czasem Ludwinię, krążyła między dwoma domami a Marek jej nie przeszka-