Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nięte idącym od niej podmuchem prawdy i sprawiedliwości, silniejszym od wojsk i armat. Ludy budzą się wzajem i dzień, w którym wszystkie pociągnięte przykładem, podadzą sobie dłonie braterskie, będzie dniem zwycięztwa pokoju, ostatnim dniem wojny. Marek nie wyobrażał sobie piękniejszego zadania dla swego kraju; wielkość ojczyzny widział w tem marzeniu zjednoczenia wszytkich w jedną, ludzką ojczyznę. Starannie też wybierał książki i obrazki, które dawał w ręce uczniom, usuwał kłamstwa i okrucieństwa, zastępując je, ile możności, obrazem prawd nauki i owocnej pracy ludzkiej. Jedynem źródłem energii jest praca dla szczęścia.
W drugim już roku dobre skutki dawały się odczuwać. Marek podzielił szkołę na dwie klasy; sam zajmował się pierwszą — dziećmi od lat dziewięciu do trzynastu a Mignotowi powierzył drugą, gdzie znajdowały się dzieci od sześciu do dziewięciu lat. Wprowadził zwyczaj wzajemnych korepetycyj, przez co zyskiwał na czasie i na współzawodnictwie między uczniami. Nie tracono ani chwili; zadania piśmienne, lekcye ustne, objaśnienia przy tablicy, cała robota szkolna odbywała się akuratnie i w najwyższym porządku a jednak pozostawiał dzieciom jaknajwięcej swobody, rozmawiał z niemi, wywoływał ich zarzuty, nie wywierał nigdy władzy nauczycielskiej, pragnąc nadewszystko, aby samodzielnie rozumowali. W ten sposób obie klasy jaśniały swobodną wesołością a żywa, urozmaicona nauka