Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słusznie mianowano w tak trudnych warunkach, nie jest człowiekiem złym, sądzę nawet, że trzyma z nami, ale to umysł słaby, który w przeciągu kilku miesięcy pozwolił się zupełnie ubezwładnić; chory jest przytem i podał właśnie prośbę o tranzlokacyę, bo chciałby dostać miejsce na południu... Dla Maillebois potrzeba kogoś z mocnym umysłem i silną wolą, słowem, nauczyciela z inteligencyą i energią, jakich wymaga obecne położenie. Pomyślano przeto o panu.
Wiadomość była tak nagłą, tak niespodziewaną, że Marek wykrzyknął:
— Jakto, o mnie!
— Tak. Pan jedynie znasz doskonale okolicę i straszliwy kryzys, którego jest ofiarą. Od czasu skazania nieszczęśliwego Simona, szkoła gminna jest jakby wyklęta a szkoła braciszków zabiera jej miejsce, nabierając mocy z jej ruin. Jest tam coraz bardziej rosnące ognisko klerykalizmu, ciemnych przesądów, ogłupiającego wstecznictwa, które grozi pochłonięciem wszystkiego, jeżeli nie podniesiemy walki. Ludność cofa się do nienawistnych namiętności, do idyotycznych wyobrażeń z roku tysiącznego, potrzebujemy więc działacza przyszłości, siewcy zdrowego żniwa jutra, aby przywrócił pomyślność naszej szkole i uczynił z niej to, czem być powinna: wychowawczynię, oswobodzicielkę i twórczynię wolnego i sprawiedliwego ludu Francyi... Pomyślano zatem o panu.
— Czy jest to — przerwał znowu Marek — prag-