Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i grubiański, chociaż niezły w gruncie, traktował Férou jak prostą maszynę do pisania, pełen spokojnej pogody, że nie potrzebował tyle umieć, aby zdobyć majątek i żyć dostatnio. Miał do niego zresztą urazę za to, że zerwał z księdzem Cognassem, odmawiając prowadzenia uczniów do kościoła i śpiewania różańca. Sam nie był pobożnym, bywał na mszy jedynie w imię porządku; żona jego, szczupła, ruda kobieta, ani dewotka ani kokietka, uważała również bywanie w kościele za obowiązek spanoszonej chłopki. Gniewała go jednak buntownicza postawa nauczyciela, gdyż zaostrzała ciągłe kłótnie proboszcza z Jonville z mieszkańcami Moreux. Żalili się bez przerwy, że nie doznają należnych względów, że jakby z litości dostają kawałek mszy, ze dzieci posyłać muszą do Jonville’u na katechizm i do pierwszej komunii; proboszcz zaś odpowiadał ze złością, że kto chce korzystać z Pana Boga powinien mieć proboszcza U siebie. Kościół w Moreux, zamknięty w dnie powszednie, wyglądał jak ponura, pusta stodoła. A ksiądz Cognasse, chociaż bywał w nim tylko na pół godziny w niedzielę, wpadał tam jak huragan, przerażał wszystkich, gnębił gminę kaprysami i gwałtownością.
Marek, znając dobrze położenie, myślał o Férou ze szczerą litością. We wsi tak zamożnej jeden tylko nauczyciel nie mógł codziennie zaspokoić głodu. Straszna nędza biednego nauczyciela przedstawiała mu się w tragicznej grozie. Rozpoczął zawód już w dwudziestym czwartym roku ży-