Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cze mocniej. Jakkolwiek drzwi od sali narad były szczelnie zamknięte, dochodziły, niewiadomo jakim sposobem, pogłoski i wiadomości, które do reszty rozdrażniały wygłodzoną, zmęczoną i zniecierpliwioną publiczność. Rozeszła się nagle wieść, że przewodniczący przysięgłych kazał w imieniu kolegów poprosić prezesa sądu. Inna wersya głosiła, że sam prezes sądu zgłosił się do przysięgłych i nalegał, aby się z nimi zobaczyć, co uważano za krok niezbyt poprawny. I znowu upłynęły długie chwile oczekiwania. Co prezydujący mógł robić u przysięgłych? Legalnie powinien był tylko wyjaśnić im stosowanie prawa w razie, gdyby nie znali skutków głosowania. Trwało to za długo, jak na proste wyjaśnienie, tak, że rozeszła się dziwna pogłoska wśród zaufanych Gragnona, którzy nie domyślali się zapewne olbrzymiej doniosłości podobnej nowiny. Jakiś dowód został zakomunikowany w ostatniej chwili prezesowi sądu, który uważał za konieczne zawiadomić o nim przysięgłych w nieobecności obrońcy i oskarżonego. Dziesiąta już biła, gdy sąd przysięgłych powrócił.
W sali, nagle oniemiałej i pełnej niepokoju, skoro sąd wszedł, rzucając czerwoną plamę na ruchome ciemne tło, powstał budowniczy Jacquin, przewodniczący przysięgłych. Wyglądał bardzo blado, pokazywał to wyraźnie promień światła od lampy. Głosem nieco słabym wypowiedział zwykłą formułę. Sąd przysięgłych odpowiadał twierdząco na wszystkie pytania, ale przyznawał oko-