Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wych wniosków. Pomimo to, Gragnon najspokojniej wydał rozkaz, aby żandarmi, których w sali było pełno, usunęli publiczność. Rozporządzenie zostało natychmiast wykonane. Ludzie tłoczyli się w nieładzie i ze wzruszeniem i namiętnością dyskutowali na korytarzach. Przez dwie godziny przeszło, podczas trwania tajemnych rozpraw, wzmagało się podniecenie ogólne. Ciągłe wiadomości, straszne jakieś nowiny krążyły między tłumem, jakgdyby to, co mówiono w sądzie przysięgłych, przedostawało się przez mury. Powtarzano sobie raport lekarza sądowego, komentowano każde wyrażenie, dodając okropne, nieznane szczegóły, które potwierdzały winę Simona. Potem roztrząsano zeznania dzieci Bongard’ów, Doloir’ów, Savin’ów i Milhomme’ów. Wkładano im w usta to, czego nigdy nie mówiły. Utwierdzało się przekonanie, że hańbił wszystkie dzieci. Utrzymywano też, mimo protestu Delbosa, który uważano za komedyę, iż simoniści sami żądali rozpraw przy drzwiach zamkniętych, aby ocalić szkołę świecką od podobnych brudów. Skazanie Simona stawało się teraz pewnem, ludziom bowiem, dla których nie wystarczało bezpodstawne oskarżenie o gwałt i morderstwo, odpowie się tem, co zaszło w czasie tajemnych rozpraw. Kiedy drzwi otworzono, publiczność rzuciła się, wpadła jak orkan do sali, rozglądając się po kątach, węsząc powietrze, chłonąc straszne, wymarzone historye. Koniec posiedzenia upłynął na zeznaniach kilku świadków, przedstawionych przez obronę,