Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmiernie wzruszającem. Wyciągano ich na słowa nieprzychylne dla oskarżonego. Sebastyan Milhomme mianowicie oświadczył z głośnym płaczem, że nigdy nie widział, aby kuzyn Wiktor przyniósł od braciszków wzór pisma, podobny do znalezionego przy zamordowanym. Z tego powodu opowiadano o niespodziewanej wizycie u pani Edwardowej Milhomme jej dalekiego kuzyna, generała Jarousse’a, dowodzącego dywizyą w Beaumont. Nie przyznawał się nigdy do pokrewieństwa, aż naraz przypomniał je sobie i przyszedł z przyjaznemi odwiedzinami, które zdumiały i olśniły kupcowę materyałów piśmiennych. W oskarżeniu robiono silny nacisk na nieudane poszukiwania owego przypuszczalnego włóczęgi, oraz na to, że nie znaleziono żadnego świadka, stróża nocnego, lub przechodnia, któryby widział Simona, wracającego, jak utrzymywał, piechotą z Beaumont do Maillebois. Prawda, że nie można było również dowieść, aby powracał koleją, gdyż żaden urzędnik nie przypominał sobie, aby widział Simona; biletów zaś powrotnych brakowało kilka a niewiadomo było, do kogo należały. Bardzo ważnemi miały być także zeznania braciszka Fulgentego i ojca Philibina, zwłaszcza tego ostatniego, bo twierdził podobno, że ma stanowczy dowód, iż wzór pisma pochodził ze szkoły Simona. Na dobitkę, dwaj eksperci, wyznaczeni przez sąd, panowie Badoche i Trabut, w nieczytelnym, zaledwie zaznaczonym zygzaku podpisowym, rozpoznali sta-