Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doktorów lub weterynarzy, urzędników, kapitalistów i przemysłowców a wszystkich zatrutych, drżących o własną skórę, powolnych ogólnemu obłędowi.
— Widzisz więc pan — kończył gorzko Delbos — że brat pana, opuszczony przez wszystkich za to, że tak niezręcznie potrzebuje pomocy w chwili, kiedy obawa rezultatu wyborów wszystko powstrzymuje, bo paraliżuje nawet przyjaciół prawdy i sprawiedliwości, będzie sądzony przez piękny komplet głupoty, egoizmu i tchórzostwa.
A widząc bolesną zadumę Dawida, dodał:
— Nie damy się im pożreć bez hałasu. Wolałem jednak przedstawić panu brutalnie stan rzeczy... A teraz rozpatrzmy sprawę.
Znał zgóry podstawę oskarżenia. Opowiadał, że wszyscy świadkowie ulegli jakiejś straszliwej presyi. Po za opinią publiczną, wśród której żyli a która przenikała ich, jak powietrze zatrute zarazą, pracowały jeszcze nad nimi jakieś tajemnicze siły, oplątywały ich siecią codziennych napomnień, poddawały myśli, dyktowały odpowiedzi wobec sędziego. Podobno panna Rouzaire zupełnie stanowczo zapewniała, że o kwadrans do jedenastej słyszała, jak Simon powracał do domu. Mignot nawet, jakkolwiek z mniejszą pewnością, twierdził również, że o tej samej godzinie słyszał odgłos kroków i głosy. Głównie jednak działano na uczniów Simona, dzieci Bongardów, Savinów, Doloirów i Milhommów, których stawienie się w sądzie będzie nie-