Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nu w wypełnieniu najpilniejszego i najwyższego zadania chwili, dzieła zbawienia.
Salvan uśmiechnął się smutnie.
— Wszyscy, przyjacielu. A iluż was jest koło mnie?... Jesteś pan, był ten nieszczęśliwy Simon, na którego wiele liczyłem i panna Mazeline, twoja koleżanka z Jonville. A, gdyby mieć takich jak ona choć kilka tuzinów, przyszłe pokolenie poznałoby nareszcie prawdziwe obywatelki, żony i matki, wyzwolone z pod wpływu księży. Co do kolegi Ferou, umysł jego psuje się z nędzy i buntu, inteligencya jego zatruta goryczą... Reszta zaś, to stado obojętne, samolubne, gnijące w rutynie, dbałe tylko o pochlebianie przełożonym dla otrzymania pochwały. A są jeszcze i odstępcy, jak panna Rouzaire; — ta wystarczy za dziesięć zakonnic a w sprawie Simona jakąż okazuje niegodziwość! Zapominam o Mignot’cie, wszak to jeden z naszych najlepszych uczniów, niezły chłopiec, ale umysł niewyrobiony, zły lub dobry, zależnie od wpływów.
Ożywił się i ciągnął z mocą:
— Doutrequin naprzykład! Czyż jego historya nie jest rozpaczliwą? Syn nauczyciela, sam nauczyciel, miał piętnaście lat w 1870 roku; w trzy lata później wstąpił do szkoły normalnej, wzburzony, pod wpływem zaboru, wzrosły w nienawiści i żądzy odwetu. Całe wychowanie wówczas skierowane było ku podsycaniu miłości ojczyzny. Pożądano tylko żołnierzy; wojsko stało się świątynią, relikwią — toż samo wojsko, które od lat trzydziestu