Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/648

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sylwino, przypomnieć, że nie było z mej strony gwałtu, żeś się sama zgodziła...
Ale nie skończył, gdyż ujrzał nadzwyczajne jej wzburzenie, z rękami na twarzy, gotowa się po niej drapać.
— To właśnie, to właśnie do szaleństwa mnie doprowadza. Dlaczego uległam, kiedym pana wcale nie kochała? Nie mogę pojąć tego, byłam tak smutna, tak chora od czasu odjazdu Honoryusza, i może stało się to dlatego, że mi o nim mówiłeś i udawałeś, że go kochasz... O mój Boże, ileż nocy przepędziłam we łzach, myśląc o tem! To jest okropne, popełnić czyn, którego się nie chciało popełnić, nie wiedząc dlaczego się tak zrobiło... Ale on mi przebaczył, powiedział mi, że jeżeli ci łotrzy prusacy nie zabiją go, zaślubi mnie mimo wszystko, jak wyjdzie z wojska... I pan myślisz, że ci się oddam? Nawet z nożem na gardle powiem nie! nie! nigdy!
Tym razem Goliat spochmurniał. Znał ją, jako zawsze uległą, a teraz widział niewzruszoną, z dzikiem postanowieniem. Jakkolwiek był dobrym chłopcem, gotów był jednak uciec się do siły, teraz, gdy był panem, i jeżeli nie narzucał swej woli gwałtownie, to przez instynkt wewnętrzny, przez chytrość i cierpliwość. Ten olbrzym z wielkiemi pięściami, nie lubił gwałtu. To też wymyślił inny sposób pokonania jej.
— Dobrze! ponieważ nie chcesz mnie, zabieram malca.