Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/605

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wnętrznym, tak wzburzonym przez rozliczne katastrofy. On tylko przynosił nowiny, miał on gorące serce patryoty, przepełniające się gniewem i zgryzotą, po każdej klęsce. Mówił też ciągle tylko o zdobywczym marszu prusaków, których zalew po Sedanie powoli rozciągał się na całą Francyę, jak czarne morze. Każdy dzień przynosił nową żałobę, i doktór siedział przygnębiony na jednem z krzeseł, przy łóżku, malował położenie coraz ciemniejszemi farbami, z drżącemi ruchami. Niekiedy kieszenie miał napchane dziennikami belgijskiemi, które zostawiał tutaj. Tym sposobem powoli, echo każdej klęski dochodziło do tego pokoiku zakrytego, zbliżając jeszcze bardziej we wspólnym niepokoju, dwie biedne istoty cierpiące, które były w nim zamknięte.
Dzięki temu, Henryeta ze starych dzienników odczytała Janowi przebieg wypadków pod Metzem, wielkie bitwy heroiczne trzykrotnie rozpoczynane, co jakiś czas. Upłynęło już od tego pięć tygodni, ale on o niczem nie wiedział, i słuchał tej opowieści z sercem ściśniętem, wyobrażając sobie nędzę, jaka tam musi panować, przypominając sobie wszystko to, co sam przecierpiał. W drzemiącej ciszy pokoju, głos Henryety nieco śpiewający, niby uczennicy pilnej, wymawiającej wyraźnie każde zdanie, opłakane dzieje snuły się posępną nicią. Po Froeschwiller, po Spickernie, w chwili gdy korpus I-szy, pobity, pociągnął za sobą korpus 5-ty, inne korpusy, rozstawione od