Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/560

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niądze w chustce, a oni odsyłali chustkę z dużym kawałem chleba razowego, lub tytoniu ordynarnego i wilgotnego. Nawet żołnierze, którzy nie mieli pieniędzy, robili interesa, posyłając im białe rękawiczki wojskowe, na które byli bardzo łakomi. Przez dwie godziny wzdłuż kanału trwał ten barbarzyński środek zamiany. Ale gdy Maurycy posłał sztukę stususową w swym krawacie, bawar mający mu rzucić chleb, rzucił go tak niezręcznie lub też celem czy dla złośliwego żartu, że chleb wpadł do wody. Między niemcami rozległ się śmiech rubaszny. Dwa razy Maurycy posyłał pieniądze, i dwa razy chleb utonął. Potem, zwabieni śmiechem, nadbiegli oficerowie i zabronili swym żołnierzom sprzedawania czegokolwiek jeńcom pod surową karą. Handel więc ustał, i Jan musiał uspakajać Maurycego, który groził pięściami złodziejom, krzycząc, by mu oddali jego pieniądze.
Dzień, pomimo pogody, był jednak okropny. Były dwa alarmy, dwa apele trąbką, które zmusiły Jana, że pobiegł pod szopę, gdzie rozpoczęto rozdawanie żywności. Ale oba razy dostał tylko mnóstwo kułaków w natłoku. Prusacy tak wybornie uorganizowani, okazywali ciągle szkaradną dzikość w stosunku do armii zwyciężonej. Na reklamacye generałów Douay i Lebruna, przysłali wprawdzie kilka baranów i wozów z chlebem, ale przytem zachowywali tak mało ostrożności, że barany skradziono, wozy zrabowano zaraz za mostem, tak że wojska obozujące dalej,