Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/512

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze Fouchard, poruczam go wam, uważajcie dobrze, żeby się nie bawił zapałkami.
— Dobrze! dobrze! bądź spokojna!
Przygotowania ciągnęły się nieco długo i była już prawie godzina siódma, gdy Sylwina i Prosper, idąc za wązkim wózkiem, ciągnionym przez osiołka szarego, z głową spuszczoną, zeszli przykrą spadzistość w Remilly. W nocy padał deszcz obfity i droga była pełna błota; po niebie ponurem przebiegały wielkie chmury deszczowe.
Prosper, chcąc jechać drogą najbliższą, postanowił puścić się przez Sedan. Ale przed mostem Maugis, posterunek pruski zatrzymał wózek przez godzinę przeszło, a gdy przepustka przeszła przez ręce czterech czy pięciu zwierzchników, osioł mógł ruszyć dalej, z warunkiem że okrąży miasto przez Bazeilles, zwracając na lewo, na drogę boczną. Nie dano przyczyny tego rozkazu, zapewne lękano się przepełnienia w mieście; gdy Sylwina przejeżdżała przez most kolei żelaznej na Mozie, ten most fatalny, którego nie zniszczono i którego zdobycie tak drogo kosztowało bawarów, spostrzegła trupa artylerzysty płynącego z biegiem rzeki. Kępka traw zakrywała go na chwilę, przez jakiś czas leżał nieruchomy, potem zakręcił się koło siebie i popłynął dalej.
W Bazeilles, które osioł przebył truchtem, wszędzie znać było zniszczenie, wszystko co wojna może uczynić najwstrętniejszego, gdy przecho-