Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podobny był do pracowitej mrówki, dźwigającej ziarno zboża zbyt duże. Nagle ujrzał, jak się przewrócili i znikli obadwaj wśród wybuchu granatu. Gdy dym się rozwiał, ujrzał sierżanta leżącego na wznak bez nowej rany, podczas gdy tragarz rzucał się z brzuchem rozprutym. I zjawiła się nowa mrówka pracowita, która, przewróciwszy i zbadawszy zabitego towarzysza, zarzuciła na plecy rannego i uniosła go, gdzie należy.
Teraz Maurycy zaczął żartować z Lapoulle’a.
— Słuchaj no, jeżeli ci się to rzemiosło podoba, to idź im z pomocą!
Od niejakiego czasu baterye w Saint-Menges czyniły straszne spustoszenia, grad pocisków wzmagał się; i kapitan Beaudoin, który dotąd ciągle się przechadzał przed swą kompanią z ruchami nerwowemi, teraz zbliżył się do pułkownika. I dokądże będą wyczerpywać siłę moralną żołnierzy przez tak długie godziny.
— Nie mam rozkazów, odpowiadał pułkownik.
Znowu ujrzano generała Douay, jak pędził galopem, otoczony swym sztabem. Spotkał się z generałem Wimpffenem i błagał, by się trzymał do ostatka, co ten przyrzekł uczynić z warunkiem, że wzgórze Illy po stronie prawej będzie bronione. Jeżeli pozycya Illy będzie stracona, on nie odpowiada za nic, odwrót stanie się klęską. Generał Wimpffen oświadczył, że wojska pierwszego korpusu mają zająć wzgórze. Jakoż w rzeczy sa-