Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ność pójścia tam owładnęła nią tak gwałtownie, że byłaby jeszcze raz próbowała się przedrzeć, gdyby w tej chwili trąbka nie dała sygnału do pochodu.
Większość tych młodych żołnierzy pochodziła z Tulonu, Rochefortu lub Brestu, byli jako tako wyćwiczeni, ale nigdy jeszcze nie byli w ogniu; a jednak od świtu bili się z walecznością i uporem weteranów. Ci sami, którzy od Reims do Mouzon odbywali marsze tak źle, nieprzyzwyczajeni do nich, podnieśli się teraz jak najlepiej wyćwiczeni, związani unią braterską obowiązku i poświęcenia wobec wroga. Trąbki zaledwie zagrały a oni powracali w ogień, powtarzali atak, pomimo gniewu, wrzącego w ich sercach. Trzykrotnie im przyrzeczono, że poprze ich cała dywizya a dywizya ta nie zjawiała się. Czuli się opuszczonymi, oddanymi na ofiarę. Żądano od nich wszystkich życia, prowadząc ich w ten sposób na Bazeilles, kazawszy im wprzód je opuścić. Wiedzieli o tem i dawali to życie bez szemrania, szlusując szeregi, opuszczając drzewa, które ich osłaniały, by wejść pod kule i kartacze.
Henryeta uczuła ogromną ulgę. Nakoniec wojsko się ruszyło! Szła za niem, spodziewając się przyjść razem z kolumną, gotowa biedz, gdyby żołnierze biegli. Ale znów się zatrzymano. Pociski padały teraz niby deszcz; dla odebrania Bazeilles trzeba było teraz zdobywać prawie każdy krok na drodze, owładnąć uliczkami, domami,