Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie, nie widzieli pana Weissa. Ale jedna z dziewczynek zawołała, że go widziała, że leżał na chodniku z wielką dziurą w głowie; i ojciec dał jej klapsa, nakazując milczenie, gdyż jak mówił, z pewnością kłamie. Co się zaś tyczy domu, to zapewne stoi, gdyż takim go widzieli uciekając; a nawet przypominają sobie, że zauważyli przebiegając koło niego, iż drzwi i okna były starannie pozamykane, jak gdyby wewnątrz nie było żywej duszy. Zresztą, w owej chwili bawarczycy zajmowali zaledwie plac przed kościołem, i musieli zdobywać wieś, ulicę za ulicą, dom za domem. Tylko, że odtąd musieli się znacznie posunąć, całe Bazeilles zapewne w tej chwili się pali. I biedni ci ludzie w ten sposób dalej opowiadali z giestami pełnemi grozy, rysując straszne sceny, dachy płonące, krew lejącą się potokami, trupy pokrywające ziemię.
— A więc, mój mąż? — powtarzała ciągle Henryeta.
Nie odpowiadali już wcale, płakali zakrywszy twarze rękami. A ją owładnął straszliwy niepokój, nie osłabła wszakże, stała, tylko wargi jej lekko drżały. Czemu miała wierzyć? Powtarzała sobie, że dziecko się omyliło mówiąc jakoby widziało, jej męża w poprzek ulicy leżącego, z głową przedziurawioną przez kulę. Potem zaniepokoił ją ten dom zamknięty starannie; dla czego? czyżby go tam nie było? Pewność, że poległ, ścisnęła jej nagle serce. Ale może jest tylko raniony; i koniecz-