Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz gdy generał Wimpffen nastąpił po generale Ducrot, plan pierwotny wziął znowu górę, przyszedł rozkaz odebrania znowu Bazeilles bądź co bądź, dla wrzucenia bawarczyków do Mozy. Czyż to nie było głupiem, że kazano opuścić pozycyę, którą teraz chcą znowu odzyskać, gdy nieprzyjaciel stał się jej panem? Chętnie każdy wyleje swą krew, ale nie dla czyjejś fantazyi!
Zrobił się ruch między ludźmi i końmi; ukazał się generał Wimpffen i stojąc w strzemionach, z twarzą rozpłomienioną, krzyczał w słowach pełnych przesady:
— Moi przyjaciele, nie możemy się cofać, bo wszystkoby się skończyło... Jeżeli zmuszeni będziemy do odwrotu, pójdziemy na Carignan a nie na Mézières... Ale zwyciężymy, pobiliście ich dziś rano, pobijecie ich raz jeszcze!
Popędził galopem po drodze, prowadzącej ku Moncelle. Obiegała pogłoska, że miał z generałem Ducrot żywą bardzo rozprawę, gdyż każdy z nich popierał swój plan, krytykując przeciwnika, jeden oświadczał, że odwrót na Mézières nie był możliwy od rana, drugi prorokował, że jeśli przed wieczorem armia nie skoncentruje się na płaskowzgórzu, to będzie otoczona. I zarzucali sobie wzajemnie, że nie znają ani kraju, ani prawdziwego położenia wojsk. Co było najgorszego, to że obadwa mieli racyę.
Henryeta od niejakiego czasu zapomniała o potrzebie postępowania naprzód. Spostrzegła ona