Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozległ się śmiech ogólny. Pokazywano ją sobie, żartowano. Kapitan, rozweselony także, mówił:
— Moja dzierlatko, mogłabyś też zabrać nas z sobą do Bazeilles!... Byliśmy tam przed chwilą i mam nadzieję, że jeszcze powrócimy, ale muszę cię ostrzedz, że tam jest bardzo gorąco.
— Idę do Bazeilles, do mego męża — odrzekła Henryeta swym głosem słodkim a jej oczy bladoniebieskie zachowywały ciągle wyraz spokojnego postanowienia.
Przestano się śmiać; jakiś stary sierżant wziął ją za rękę i zmusił do powrotu.
— Widzisz, moje biedne dziecię, że niepodobieństwo jest iść dalej... kobieta nie może w tej chwili dostać się do Bazeilles... Twego męża znajdziesz później. No, miejże rozum!
Musiała ustąpić, zatrzymała się, stojąc, spinając się co chwila na palce, patrząc przed siebie w upartem postanowieniu posunięcia się naprzód... Słuchając tego co mówiono dokoła niej, nabywała świadomości o położeniu. Oficerowie uskarżali się gorzko na rozkaz odwrotu, który ich zmusił do opuszczenia Bazeilles o kwadrans na dziewiątą, gdy generał Ducrot, następując w komendzie po marszałku, chciał skoncentrować wszystkie wojska na płaskowzgórzu Illy. Co było najgorszem, to że korpus 1-szy, cofnąwszy się zanadto wcześnie oddał dolinę Givonny niemcom, tak że korpus 12-ty, atakowany już bardzo żywo od czoła, zaczął być okrążany od strony lewej. Potem, te-