Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy kościele św. Saturnina... Między nami mówiąc, ludzie silnie go podejrzywają, iż zamęczył swoją żonę, wpędzając ją do grobu swojem okrucieństwem oraz skąpstwem.
Uciął raptownie swe opowiadanie i stanąwszy naprzeciw księdza — rzekł tonem przechwałki a zarazem chęci wciągnięcia w rozmowę swego milczącego lokatora:
— Trzeba panu wiedzieć, że ja nie bawię się w dewocyę...
Twarz księdza pozostała nieruchoma i tylko lekko machnął ręką, ruchem nic niewyrażającym, którego dość często zresztą używał, zamiast odpowiedzi. Mouret ciągnął dalej:
— Nie, ja się nie bawię w dewocyę?... U państwa Rastoil jest inaczej... Pilnie uczęszczają do kościoła. Musiałeś pan widzieć ich na mszy?... Są oni z pańskiej parafii, matka i córki często się modlą w kościele św. Saturnina. Wyznaję, że czasami żal mi tych panien... Starsza, Angelina, ma już dwadzieścia sześć lat a młodsza, Aurelia, niedługo skończy lat dwadzieścia cztery... Obiedwie są nieładne... i zawsze chmurne, nieprzyjemne... Rodzice chcieliby najpierw znaleźć męża dla starszej... i chociaż idzie to im oporem, znajdą, bo panny są posażne... O matce ich opowiadają różnie, i chociaż pan widzisz, że ma minę pokornej owieczki, podobno przed laty, boć teraz już jest stara, ten biedny pan Rastoil przecierpiał niemało, zdarzało się bowiem rozmaicie...