Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczy... Dprawdy jednak dziwię się, że pan ich nie znasz, owych dwóch księży...
— Ja tak mało wychodzę... wszak u nikogo nie bywam — odpowiedział ksiądz Faujas.
— Źle pan robisz, że nigdzie nie bywasz i że z nikim nie zawierasz znajomości... Musisz się pan nudzić, żyjąc w takiem zamknięciu... Trzeba oddać sprawiedliwość, iż chyba pana ludzie nie nęcą... i, że zupełnie cię nie obchodzą. Bo doprawdy jest to nie do wiary że, jesteś pan w Plassans od miesiąca a dopiero dzisiaj dowiedziałeś się pan odemnie, że nasz sąsiad Rastoil wyprania co wtorek proszone obiady... Toż mając okno, wychodzące na jego ogród, niepodobna tego nie wiedzieć, chyba będąc głuchym i ślepym...
Mouret począł się śmiać ze swojego dowcipu i zdawało mu się przytem, iż żartuje sobie ze swojego lokatora. Nachyliwszy się nieco, rzekł tonem zwierzenia:
— Niechaj pan patrzy na tego wysokiego starca, idącego obok pani Rastoil... ten, w kapeluszu z wielkiemi skrzydłami... To pan de Bourdeau, dawny prefekt departamentu Drôme, który został zrzucony z urzędu w czasie rewolucyi 1848 roku. O zakład idę, że i tego pan nie znasz?.. A pana Maffre, sędziego pokoju, także z pewnością nie znasz?... Co?... to ten siwy jegomość z wyłupiastemi oczami, idący przy panu Rastoil. Lecz cóż u licha, jakże można pozostawać w takiej nieświadomości, przecież on jest honorowym kanonikiem