Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/656

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prze i będzie chciała tutaj pozostać. Najlepiej byłoby, żeby wszyscy karki skręcili! A jeżeli już taki nasz los, że mamy kogoś cierpieć przy sobie, to wolę tę niedołęgę Martę i jej kucharkę, aniżeli Owida i matkę. Gdyby ich nie było, umieściłabym Martę w pokoju jej ukochanego, a my pozostalibyśmy w tem łóżku... Z nią łatwo sobie poradzę... Pić mi się chce, podaj mi grogu!
Napili się oboje i znów zasunęli się pod kołdrę i pierzynę.
— Jeszcze niemało wycierpimy, nim pozbędziemy się ich wszystkich, zauważył Trouche. Ale nie trzeba się zrażać... trzeba im dom obrzydzić... Wiesz co?... Mnie się zdaje, że Owid jużby się oddawna był wyprowadził, gdyby nie Marta... Po prostu tchórzy przed skandalem, jakiby mu gotowa urządzić... Ona nie dała jeszcze za wygraną... Myśli, że go trzyma... Czasami mam ochotę zabrać się do baby i wytłomaczyć jej, że ten albo inny to wszystko jedno... rozumiesz, a jeżeli mi się uda, wtedy nasza górą! Wypędzamy wszystkich precz i używamy całą gębą!
Znów się napił i rzekł raźnie:
— Dalibóg zacznę do niej palić koperczaki! Cóż ty na to, moja żoneczko?
— Jaki ty zabawny! — zaczęła śmiać się Olimpia grzechocząc i piszcząc z wesołości. — Nadarmo, mój kochany! Nadarmo! Jesteś za brzydki i za stary. Ja ci nie przeszkadzam! Możesz z sobą robić co ci się podoba... ale baba ciebie nie zechce... Lepiej spuść