Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/637

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domu! Pomordowałby nas wszystkich! Prawdę mówiąc, to niczego się tak nie boję jak jego powrotu! Czasami aż mnie febra trzęsie ze strachu na myśl, że on może wrócić kiedy nocą i pozabijać nas co do jednego. Gdy o tem wspomnę, nie mogę zasnąć i przewracam się na łóżku, nie znajdując miejsca aż do samego rana. Wydaje mi się, że okno się uchyla, że włazi przez nie z roztarganemi włosami a w oczach ma zapalone zapałki.
Macquart bawił się opowiadaniami Róży i na znak dobrego humoru stukał filiżanką w stół, śmiejąc się hałaśliwie.
— Jak widzę, nie bardzo go kochacie tego biednego Franciszka — mówił Macquart. — To pewna, że sprawiłby wam łaźnię, wróciwszy do domu. Zwłaszcza proboszczowiby się dostało i słusznie, po co się wpakował do cudzej żony... Podobno waryaci są straszne silni, więc dałby sobie radę z proboszczem, chociaż to chłop jak dąb. Aleksandrze, cóż ty na to mówisz?... Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby Mouret wpadł do swego domu nieoczekiwany przez nikogo!... Warto byłoby popatrzeć, jakby ich uprzątnął! Tożbym się śmiał!
Dozorca pił spokojnie wino i tylko potakiwał głową a Macquart, zobaczywszy z jakiem przerażeniem Róża na niego spogląda, rzekł poważniej:
— Przecież tak nie będzie! Ot powiedziałem, żeby pożartować...
Wtem firanka alkowy zaszeleściła. Marta wiła się na łóżku w straszliwym ataku. Przez kilka