Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/628

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powiedziawszy to, wsparł się plecami o zamknięte drzwi, stał nieruchomie, z rękoma opuszczonemi ku dołowi, lecz wzrok utkwił w postać szaleńca.
Mouret podniósł się zwolna i, nie okazując najmniejszego zdziwienia, rzekł zwykłym, spokojnym głosem:
— Dobrze zrobiłaś, moja droga... czekałem twojego przybycia, bo byłem niespokojny o dzieci.
Marta chwiała się na nogach, czując się niezmiernie wzruszoną widokiem męża, oraz łagodnością, z jaką ją przyjmował potem wszystkiem, co między nimi zaszło. Myślała, że czynić jej będzie wyrzuty za wywiezienie go z domu. Patrząc na niego, zdziwiła się, że tak zdrowo, dobrze wygląda. Wyglądał zdrowiej, był tłusty, starannie uczesany, patrzał spokojnie i zupełnie przytomnie. W niczem nie zmienił swoich dawnych przyzwyczajeń, zatarł ręce z zadowoleniem, mrugnął prawą powieką i zaczął mówić wesoło, z wieikiem ożywieniem:
— Jestem zdrów zupełnie, więc będziemy mogli wrócić razem do domu. Bo ty przyjechałaś, żeby mnie ztąd zabrać?... Powiedz mi też, czyście tam dbali o moje sałaty?... Szkoda, że ślimaki tak je niszczyły, bo sałaty udały się w tym roku. Już to wogóle ślimaki są prawdziwą klęska w ogrodach. Lecz obmyśliłem sposób, żeby je wytępić. Mam mnóstwo projektów, opowiem ci potem. Przecie mamy pieniądze nie na to, żeby leżały, można sobie czasami pozwolić na większe wydatki i trochę się zabawić... Czyś widziała starego Gautier pod-