Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/621

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trouche wrócił z biura, zastał żonę biegającą po pokojach i zajętą plądrowaniem po szafach i skrytkach. Podśpiewując wesoło, rzucała się na fotele i kanapy, szeleszcząc spódnicami.
— Wyjechała i wzięła z sobą tę wiedźmę z kuchni! — azwołała Olimpia do wchodzącego męża. — Życzę im, aby sobie kark skręciły w drodze! No, ale tymczasem możemy używać! Przyznaj, że daleko nam będzie przyjemniej bez nich?... Chodź, pocałuj twoją żoneczkę! Jesteśmy u siebie, możemy robić, co się nam podoba... możemy się rozebrać i chodzić po pokojach w koszulach, lub bez koszul i nikt nam nic nie powie, bo dziś dom cały do nas należy!...
Marta i Róża przybyły na stacyę właśnie w chwili, gdy kareta miała ruszać w dalszą drogę. Były zupełnie same, podróżni wysiedli w Plassans. Wsiadając do powozu, Marta powiedziała konduktorowi, że jedzie do Tulettes. Wiadomość ta bardzo się nie podobała Róży, która zaczęła mamrotać coś pod nosem, wreszcie rzekła wprost z miną zagniewaną:
— Myślałem, że pani jedzie do Marsylii do pana Oktawiusza. Cieszyłam się, że przywieziemy do domu raków morskich i ostryg... Ale widzę, że się omyliłam... Pani, zamiast się rozerwać, umyśliła co innego... Ani mi przyszło do głowy, aby pani mogła taką rzecz postanowić i jechac tam, gdzie ją czeka tyko zmartwienie.. Do czego to podobne szukać dobrowolnie guza!...