Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/570

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Biedny, zapomniany mój przyjaciel Bourdeu! — westchnął głęboko pan Rastoil, trapiony trochę sumieniem.
— O niechaj się pan nad nim nie lituje! — zawołała wesoło pani de Condamin. — Mam dla niego gotowe pocieszenie. Byłby nudził się w Izbie.. jemu potrzeba czegoś innego, czegoś upragnionego... Otóż powiedz mu pan odemnie, że wkrótce będzie znów prefektem...
Uszczęśliwieni, uradowani goście podprefekta, otoczyli kołem piękną Oktawię, która z wdziękiem, i czarująeym uśmiechem starała się zadowolić każdego. Wszyscy byli zachwyceni tą ładną i dobrą kobietą, która jak wszechwładna monarchini obsypywała ich łaskami i dobrodziejstwami.
Wziąwszy na stronę pana Delangre dała mu praktyczne wskazówki, jakie powinien zająć stanowisko w Izbie deputowanych, ofiarując mu zarazem polecające listy do wpływowych osób w Paryżu. Mer, przejęty wdzięcznością, dziękował jej szczerze uradowany.
Około godziny jedenastej pan de Condamin zaproponował urządzenie iluminacyi, lecz żona powstrzymała go, mówiąc, że nie należy zwracać uwagi miasta i że trzeba zadowolić się cichym tryumfem z odniesionego pad niem zwycięztwa. Iluminacya wyglądałaby aa zbyt wyraźne kpiny. Wyrzekłszy to, odbiegła w stronę księdza Faujas i odprowadziwszy go ku oknu, spytała: