Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przypuszczam zatem, że masz teraz do mnie zaufanie, Wielebny ojcze?
— Najzupełniejsze zaufanie, kochany proboszczu. Wreszcie nie znam się na polityce i oddaję ci tę sprawę, byś ją prowadził, jak zechcesz.
Rozmowa trwała parę godzin. Ksiądz Faujas. wymógł na biskupie przyrzeczenie, że puści się w objazd dyecezjalny, wziąwszy go za pomocnika i doradcę. Ksiądz Faujas zamierzał porozumieć się poprzednio z całem wyższem duchowieństwem dyecezyi, by wszyscy wiejscy proboszcze zostali na czas właściwy zawiadomieni. Organizacya była pod tym względem dobra a prócz tego z góry można było wiedzieć o absolutnem posłuszeństwie cacałego duchowieństwa. Daleko trudniej było pozyskać mieszkańców Plassans, zwłaszcza w dzielnicy św. Marka. Szlachta żyła tam w swoich pałacykach w głębi ogrodów i nie łączyła się z nikim po za obrębem swego kółka. Dotychczas ksiądz Faujas nie znał nikogo z rojalistów, prócz żądnych zdobycia korzystnych pozycyj, takich panów Rastoil, Maffre lub de Bourdeu. Biskup obiecał mu, że zbada usposobienie niektórych ze szlachty, chociaż nigdy się nie starał o liczne stosunki światowe. Wreszcie przypuściwszy nawet, że mieszkańcy dzielnicy św. Marka nie dadzą się pozyskać, nie przedstawia to żadnego niebezpieczeństwa, zważywszy na niewielką ich liczbę. Trzeba się będzie postarać, by od nich oderwać bogatsze miesz-