Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cośkolwiek o ślimakach! Nie chodziłby z gromnicą na połów ślimaków! Przypuszczam raczej zgodnie z panem Maffre, iż zbrodnia jest przyczyną tych spacerów w nocy i z gromnicą. A może kiedy zabił którą ze swoich służących?... Czyście państwo nie słyszeli o nagłem zniknięciu dziewczyny, która u nich służyła?... Warto byłoby przeprowadzić śledztwo w tym kierunku...
Podprefekt zrozumiał, iż pan nadzorca wód i lasów zbyt daleko domysły swe posuwa, więc popiwszy trochę herbaty, zaprzeczył:
— Nie, mój drogi... o tem nikt z nas nie słyszał. W ogóle nie przypuszczam, by on był zdolny do czegoś podobnego... Miewa straszne widzenia, jest waryatem... lecz na tem koniec; znajduję, że i tak cała ta sprawa jest smutna.
Rzekłszy to, powstał z krzesła i, wziąwszy do rąk tackę z ciastami, częstował panny Rastoil, prostując się i popisując ze swą kształtną figurą ładnego oficera. Postawiwszy napowrót ciastka, mówił dalej:
— Lecz co jest śmieszne, to myśl, iż tak niedawno ten nieszczęśliwy człowiek zajmował się polityką! W obecności pana Rastoil nie chcę krytykować połączenia się legitymistów z republikanami w celu zwalczenia nas, lecz wyznać należy, że pan margrabia de Lagrifoul dziwnego miał sprzymierzeńca w osobie pana Moureta.
Pan Rastoil przybrał teraz majestatyczny wyraz twarzy. Uczynił tylko lekki ruch ręką, lecz