Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piając się w jej głębiach. Patrzała machinalnie na swe ręce, chcąc na nich dopatrzeć ran, z których tak obficie krew dziś broczyła. Przebyła całą mękę biczowania i długiego skonu na krzyżu.
Pani Faujas, widząc ją cierpiącą, wymogła, by zaraz poszła na spoczynek. Odprowadziła ją do sypialni, rozebrała i położyła do łóżka. Mouret, który podług przyjętego przez siebie zwyczaju, wcześniej od innych wstał od stołu, zamknął się w biurze i nic nie wiedział o niedomaganiu żony.
Pani Faujas, okrywszy Martę ciepłemi kołdrami, pozostała przy niej czas jakiś a widząc, że się uspokoiła, chciała zgasić świecę i odejść do swego mieszkania. Ale Marta, urzawszy ten giest, siadła na łóżku i z przerażeniem błagać poczęła: Proszę nie gasić światła... proszę świecę postawić na komodzie! Chcę ją widzieć... umarłabym w tych ciemnościach.
Patrzała rezwartemi szeroko oczyma i, wstrząśnięta gwałtownym dreszczem, szepnęła jakby na wspomnienie o straszliwym dramacie, któremu współczuła z głębi całej swej istoty:
— Ach jakie to okropne, okropne!
Padła na wznak na poduszki i po chwili zdawało się, że zasypia. Pani Faujas postała przy niej, a upewniwszy się, że śpi, wyszła z pokoju. Zdarzyło się, że wszyscy w domu poszli dziś wcześnie na spoczynek. Róża, idąc do swego pokoju o godzinie dziesiątej, zauważyła światło w biurze, ztąd